28 lut 2014

Nie mogę tego wytrzymać. Zaczynam płakać, szlocham i krzyczę. Podbiegają strażnicy pokoju i zabierają jej zwłoki. Wśród tłumu słychać przeraźliwy pisk, a potem płacz. To najpewniej ktoś z jej rodziny, może stara ciotka lecz jak widać nikogo to nie interesuje. Effie Trinket lekko zbladła, ale stara się mówić dalej i prowadzić uroczystość:
- Ależ to straszne! – krzyczy – lecz dożynki muszą dalej trwać – kontynuuje – więc losujemy jeszcze raz – wkłada rękę do kuli, jestem już spokojna, bo skoro raz na mnie nie trafiło to czemu miałoby trafić po raz drugi. Effie wyciąga kartkę, rozwija i czyta – JANE MELLARK! – głos ugrzązł jej w gardle, bowiem ona wie o kogo chodzi – czuję, że nogi mam jak z waty, widzę jak mama spada z fotela, a tata stara się jej pomóc, lecz widzę łzy w jego oczach i czuję, że zaraz sama się chyba rozpłaczę. Mama zemdlała. Znowu. Nikt się zgłasza, myślę, że zaraz sama zemdleję. Idę w kierunku sceny licząc cały czas na to, że ktoś się zgłosi. Mam tylko czternaście lat, lecz na próżno, nic nie słychać, cisza. Wchodzę na scenę staję obok Effie, lecz teraz nie zwracam uwagi na tłum wpatrzonych we mnie dzieci, które tego nie okazują, ale w sercu radują się, że to ja tam stoję, a nie one. Patrzę jednak na to co dzieje się za mną na scenie. Widzę jak tata usiłuje ocucić mamę, widzę łzy w oczach jego, Effie, a nawet Haymitcha. 
–Gratuluję tegorocznej trybutce Jane Mellark- mówi Effie krztusząc się łzami – proszę o oklaski – słyszę brawa, lecz nie reaguję na to, chciałabym zrobić teraz to samo, co zrobiła Claudia, ale nie. Nie zrobię tego. Muszę utrzymać honor i z godnością pojechać na Igrzyska i stoczyć walkę. – a teraz pora na panów – ciągnie dalej Effie i ponownie łowi karteczkę z wielkiej szklanej kuli – tym razem trybutem zostaje – oznajmia rozwijając karteczkę – JOSH VILLS! – O nie! To brat Claudi, mojej najlepszej przyjaciółki, która została wylosowana wcześniej, lecz stało się tak jak się stało. Ma osiemnaście lat, jest dobrze zbudowany, nie, stop, co ja mówię, bardzo dobrze umięśniony i bardzo, bardzo wysoki, na moje oko ma około dwóch metrów! Właśnie moje szanse powrotu do domu legły w gruzach. On zabije mnie przy pierwszej lepszej okazji. Mam tylko szczęście, że nie ma teraz zawodowców, którzy byli za czasów mojej mamy, ponieważ nikt nie spodziewał się, że po tylu latach przywrócą Igrzyska. A jednak się boję. Nie chcę tam jechać. Boję się. Boję się! Strażnicy pokoju zaprowadzają nas do dwóch oddzielnych pokoi i czekamy na wizyty. Mama i Tata nie przyjdą, aby nie zabierać czasu innym, którzy chcą się ze mną zobaczyć, bowiem oni będą mnie oglądać przez cały czas przygotowań. Wchodzą babcia i Louis. Przytulam ich. Babcia przeżywa to po raz trzeci. Martwię się o nią, lecz przede wszystkim martwię się o Louis’a. Nie mówi nic jest cały zapłakany.

1 komentarz: