Powiedział mi tylko:
-Dowidzenia. Kocham Cię, Jane- tyle
zdążył mi powiedzieć, bo przyszli strażnicy pokoju i kazali im wyjść. Babcia
wychodząc powiedziała tylko:
- Dasz radę wygrać Jane. Jesteś tak
samo silna jak twoja mama, Katniss. Dowidzenia. Powodzenia. Wierzę w Ciebie – i
wyszła. Drzwi się zamknęły. Liczyłam na to, że ktoś jeszcze przyjdzie i nie
myliłam się. Dzwi otworzyły się i zobaczyłam… Josh’a. Tak, to był Josh Vills.
Ten, który został wylosowany razem ze mną. Nie wiem jak przekonał on strażników
pokoju, aby go tu wpuścili, ale przyszedł. Zaczęłam się zastanawiać po co.
Przecież teraz nie może mnie zabić, ani zrobić mi nic złego, więc co on tutaj
robi?
- Słuchaj – zaczyna – do rzeczy.
Przyszedłem, aby powiedzieć Ci, że z mojej strony nie musisz obawiać się
zagrożenia. Ja już podszedłem do tego racjonalnie i proponuję Ci sojusz. - mówi – Będę Cię chronił przed innymi
trybutami i czuwał nad tobą przez cały czas zamian za to, że będziesz żywić nas
oboje, bo nie wiem czy wiesz, ale jestem w tym kiepski, i gdybym sam miał zdobywać
dla siebie pożywienie to długo bym nie pożył. Tak samo ty, nie oszukujmy się,
bez mojej ochrony nie masz szans. Masz czternaście lat, jesteś szczupła i
niska. Nie dasz rady. Co ty na to? – kończy Josh
- Dobrze. Jestem za. – zgadzam się –
o ile nie będziesz wybredny – śmieję się
- O to nie musisz się martwić –
odpowiada Josh z uśmiechem i zbiera się do wyjścia
- Josh! Poczekaj – zatrzymuję go
- Tak Jane? – pyta
- Bardzo mi przykro z powodu twojej
siostry. Jak dobrze wiesz była to również moja najlepsza przyjaciółka – mówię.
- Mi też jest przykro, ale sam nie
wiem co by było gdyby to ona trafiła ze mną na arenę – odpowiada Josh
spuszczając głowę. No tak! O tym nie pomyślałam!
- Na pewno zrobiłbyś to samo co teraz
proponujesz mi. Prawda? Zaopiekowałbyś się nią. – mówię mu
- Bez dwóch zdań. Nie wiem tylko czy
dałbym radę – mówi wychodząc. Już nie mam zamiaru go zatrzymywać. Poczułam się
teraz bezpieczna. Same jego słowa były dla mnie kojące. Myślę, że mam teraz szanse, aby nie być
pierwszą ofiarą tej śmiertelnej gry. Tylko co będzie jak zostaniemy ostatnią
dwójką. Przegram, a Josh wróci do dwunastki. On mnie wtedy zabije. Nie chcę o
tym nawet myśleć, a nawet nie mam na to czasu, bo właśnie wchodzą strażnicy pokoju
i zabierają nas do pociągu. Dopiero
teraz mogę się zobaczyć z rodzicami. Wchodzę do pociągu i rzucam się w ramiona
mamy. Zaczynam płakać, nie panuję nad tym. Ona również nie może powstrzymać
łez. Dołącza się także tata. Przez mniej więcej pół godziny stoimy na
korytarzu, tulimy się do siebie i popłakujemy. Nikt nie ma nawet zamiaru nam
przeszkodzić. Nikt nie ma na tyle odwagi. Czuję się już lepiej, lecz i tak
bardzo się boję. Trzęsę się z zimna i strachu. Wreszcie mój tata przerywa
milczenie i odrywa się od nas oraz proponuje nam przejście do przedziału,
abyśmy się nie przeziębiły, bowiem jest otwarte okno. Powoli przechodzimy do
mojego przedziału i siadamy. Nie chcę pytać o nic związanego z Igrzyskami,
ponieważ wiem, że rodzicom również jest
bardzo ciężko. Już wiem co czuli jadąc pociągiem kilkanaście lat temu na
swoje Igrzyska. Nie wiem co robić, nie wiem co mówić.