Nie
mogę tego wytrzymać. Zaczynam płakać, szlocham i krzyczę. Podbiegają strażnicy
pokoju i zabierają jej zwłoki. Wśród tłumu słychać przeraźliwy pisk, a potem
płacz. To najpewniej ktoś z jej rodziny, może stara ciotka lecz jak widać
nikogo to nie interesuje. Effie Trinket lekko zbladła, ale stara się mówić
dalej i prowadzić uroczystość:
- Ależ to straszne! –
krzyczy – lecz dożynki muszą dalej trwać – kontynuuje – więc losujemy jeszcze
raz – wkłada rękę do kuli, jestem już spokojna, bo skoro raz na mnie nie
trafiło to czemu miałoby trafić po raz drugi. Effie wyciąga kartkę, rozwija i
czyta – JANE MELLARK! – głos ugrzązł jej w gardle, bowiem ona wie o kogo chodzi
– czuję, że nogi mam jak z waty, widzę jak mama spada z fotela, a tata stara
się jej pomóc, lecz widzę łzy w jego oczach i czuję, że zaraz sama się chyba
rozpłaczę. Mama zemdlała. Znowu. Nikt się zgłasza, myślę, że zaraz sama zemdleję.
Idę w kierunku sceny licząc cały czas na to, że ktoś się zgłosi. Mam tylko
czternaście lat, lecz na próżno, nic nie słychać, cisza. Wchodzę na scenę staję
obok Effie, lecz teraz nie zwracam uwagi na tłum wpatrzonych we mnie dzieci,
które tego nie okazują, ale w sercu radują się, że to ja tam stoję, a nie one.
Patrzę jednak na to co dzieje się za mną na scenie. Widzę jak tata usiłuje
ocucić mamę, widzę łzy w oczach jego, Effie, a nawet Haymitcha.
–Gratuluję
tegorocznej trybutce Jane Mellark- mówi Effie krztusząc się łzami – proszę o
oklaski – słyszę brawa, lecz nie reaguję na to, chciałabym zrobić teraz to
samo, co zrobiła Claudia, ale nie. Nie zrobię tego. Muszę utrzymać honor i z
godnością pojechać na Igrzyska i stoczyć walkę. – a teraz pora na panów –
ciągnie dalej Effie i ponownie łowi karteczkę z wielkiej szklanej kuli – tym
razem trybutem zostaje – oznajmia rozwijając karteczkę – JOSH VILLS! – O nie!
To brat Claudi, mojej najlepszej przyjaciółki, która została wylosowana
wcześniej, lecz stało się tak jak się stało. Ma osiemnaście lat, jest dobrze
zbudowany, nie, stop, co ja mówię, bardzo dobrze umięśniony i bardzo, bardzo
wysoki, na moje oko ma około dwóch metrów! Właśnie moje szanse powrotu do domu
legły w gruzach. On zabije mnie przy pierwszej lepszej okazji. Mam tylko
szczęście, że nie ma teraz zawodowców, którzy byli za czasów mojej mamy,
ponieważ nikt nie spodziewał się, że po tylu latach przywrócą Igrzyska. A
jednak się boję. Nie chcę tam jechać. Boję się. Boję się! Strażnicy pokoju
zaprowadzają nas do dwóch oddzielnych pokoi i czekamy na wizyty. Mama i Tata
nie przyjdą, aby nie zabierać czasu innym, którzy chcą się ze mną zobaczyć,
bowiem oni będą mnie oglądać przez cały czas przygotowań. Wchodzą babcia i
Louis. Przytulam ich. Babcia przeżywa to po raz trzeci. Martwię się o nią, lecz
przede wszystkim martwię się o Louis’a. Nie mówi nic jest cały zapłakany.
28 lut 2014
24 lut 2014
ROZDZIAŁ 2
Dożynki, to już dziś. Wszyscy
zbierają się na wyremontowanym placu, lecz ja dopiero ubieram moją seledynową
sukienkę za kolano w białe groszki. Mama też wygląda pięknie. Ma na sobie
kremową bluzkę i czarne spodnie, lecz nie mogę znaleźć taty. Nie wiem gdzie
poszedł. Chyba zobaczę się z nim dopiero po dożynkach, na obiedzie. Wychodzimy
z mamą i bratem z domu i podążamy na plac. Ustawiam się z wszystkimi
czternastolatkami. Mój brat ma wielkie szczęście, bo dwanaście lat kończy
dopiero za dwa dni. Zazdroszczę mu, lecz jestem dziwnie spokojna. Wszyscy stoją
i czekają. Na scenę wchodzi Effie Trinket. Jak zawsze uśmiechnięta. Tym razem
ma na sobie jaskrawożółtą sukienkę przed kolano, żółte buty na
piętnastocentymetrowych szpilkach i o dziwo nie żółtą lecz zieloną perukę. Na
końcach rzęs ma żółte kwiatki z białymi środeczkami. Usta ma pomalowane również
na żółto. Jedyna rzeczą różniącą ją obecną Effie w wyglądzie od jej dawnej
wersji jest pojawienie się kilku zmarszczek na jej twarzy. Mimo tych wszystkich
nieszczęśliwych wydarzeń jej charakter nie uległ dużej przemianie.
- Panie i Panowie! – odzywa się jej głos w mikrofonie
– wszyscy wiecie z jakiej okazji się tutaj zebraliśmy, więc nie ociągając się
zaczynamy uroczystość – mówi Effie – jak zwykle damy mają pierwszeństwo – Sięga dłonią do wielkiej szklanej kuli, aby
wylosować tegoroczna trybutkę, a ja z niecierpliwością spoglądam na rodziców
siedzących na scenie(są bowiem mentorami). Chwila napięcia i ciszy, Effie
wyciąga kartę, rozwija ją i czyta – CLAUDIA VILLS! – widzę, że na twarze
rodziców wstępuje lekki uśmiech i ulga, bo nie wylosowano mnie, ale to moja
przyjaciółka! Halo! Jednak dzieje się coś dziwnego. Claudia podąża na scenę
ogrodzoną zwojami drutu kolczastego, aby nikt się na nią nie wdarł. Jest blada
i zamyślona. Powoli wchodzi po schodach, staje w miejscu wyznaczonym przez
Effie, niedaleko brzegu sceny, Effie każe bić brawa dla tegorocznej trybutki,
lecz zanim ktokolwiek zdąża klasnąć rzuca się ze sceny i spada prosto na zwoje
drutu. Jeden z wystających kawałków przebija jej nogę, drugi gardło, a trzeci
serce. Moja najlepsza przyjaciółka umiera na miejscu.
21 lut 2014
Czerń
ponownie pochłania ekran telewizora. Oczy mojej mamy nagle robią się wielkie, z
jej ust głuchy pisk. Następnie osuwa się na podłogę i mdleje. Gdy udaje nam się
ją ocucić, zaprowadzam mamę do sypialni i starannie zamykam drzwi. Mija jeden,
dwa, trzy, cztery, może nawet pięć dni, a ona nadal nie wychodzi. Nie je nic,
tylko czasami udaje nam się zmusić ją do wypicia szklanki wody lub ostatecznie
kubka herbaty. Kiedy w końcu wychodzi ze swej kryjówki, wydaje się jeszcze
bardziej niespokojna i zdenerwowana niż przedtem.
-Spokojnie
– mówię – nie martw się, Louis ma dopiero jedenaście lat, a ja mam 14 , więc
powinnam sobie jakoś poradzić – staram się ja pocieszyć, ale nie jestem w tym
dobra, bo mama zalewa się łzami – już spokojnie, spokojnie – przytulam ją.
Wiem, że się o mnie martwi, ale nic na to nie poradzę, mogę się tylko starać
podnosić ją na duchu i przekonywać, że mnie nie wylosują. Już tylko to mi
zostało. W tym roku wszystkie dzieciaki będą miały po jednym losie, więc każdy
będzie miał dokładnie taką samą szansę na wylosowanie, lecz nie chcę tego mówić
mamie, żeby się jeszcze bardziej nie załamała – chodź, zjesz coś – mówię do
niej kojącym, cierpliwym, lecz zarazem stanowczym głosem – Damy radę, nie
załamuj się – twarz mamy lekko się rozpromienia na widok potrawki z jagnięciny
z suszonymi śliwkami
- Jedz
Katniss – mówi babcia, podsuwając jej talerz pełen potrawki
Podaję
jej widelec i obserwuję jak je. Po chwili ciszę przerywa mój głos:
Mamo? –
pytam
- Tak
Jane? – odzywa się mam pierwszy raz po pięciu dniach milczenia
-
Mogłabyś mi opowiedzieć o tym jak ty byłaś na arenie? – kontynuuję
Mama
ponownie milknie i wiem, że zrobiłam wielki błąd pytając ją o to teraz, ona
sama zadecyduje kiedy mi o tym powiedzieć. Do dożynek został tylko tydzień, a
mam jeszcze nie przeszła mi nic powiedzieć. Martwię się, że do tego dnia nic
się od niej nie dowiem. Mam denerwuje się chyba bardziej niż ja. Staram się o
tym nie myśleć, ale to niemożliwe. Trzy dni. Zastanawiam się tylko dlaczego
tata nie stara się nas jakoś pocieszyć i dlaczego zachowuje się tak jakby
igrzyska się nigdy nie odbyły i nie miały odbyć. Nie wiem, ale na to pytanie na
razie nie uzyskam odpowiedzi, ponieważ myślę o czymś zupełnie innym. Dwa dni
pozostały do dożynek. Siedzę na kanapie i czytam książkę. Po chwili podchodzi
do mnie mama i w milczeniu siada obok mnie, a ja odkładam książkę na bok.
Podejrzewam z jakiego powodu przyszła. Przez dłuższy czas obie milczymy. Ona
jednak odzywa się pierwsza:
-
Przepraszam – wyznaje – nie potrafiłam zapanować nad nękającymi mnie koszmarami
związanymi z areną i Igrzyskami.
No tak
moje przypuszczenia potwierdziły się. Dożynki. Arena. Igrzyska. Życie. Śmierć.
Pięć rzeczy, których bardzo ciężko będzie jej opowiadać. O cioci Prim, która
zginęła od zapalających bomb, o Rue, przebitej włócznią małej dziewczynce,
sojuszniczce z jedenastego dystryktu.
-
Rozumiem Cię – mówię – wszystkim nam jest teraz ciężko…
-Dożynki
– zaczyna mam, nie zwracając uwagi na to, że ja teraz mówię, żyje w tej chwili
jakby we własnym świecie i nie widzi niczego co dzieje się naokoło – odbywają
się co roku i jedna dziewczyna oraz jeden chłopak zostają wybrani, by stoczyć
walkę na śmierć i życie – kontynuuje – to już wiesz, ale już chyba nadszedł
czas, abym opowiedziała Ci o moich przeżyciach z areny, oczywiście jeżeli tylko
chcesz – mam tak jakby powróciła ze swojego świata.
-
Oczywiście, że chcę, zamieniam się, w słuch
-
Trafiłam tam mając szesnaście lat. Na arenie odczuwałam lęk i niepokój oraz
żyłam ze świadomością, że każda minuta i sekunda może być moją ostatnią. Za
wszelką cenę chciałam znaleźć Peetę… to znaczy twojego tatę. Gdy mi się w końcu
udało dbaliśmy o siebie nawzajem, karmiłam go, gdy był wycieńczony i
przyniosłam mu lekarstw2o, które uleczyło jego śmiertelną ranę na nodze i
przeżyliśmy. W końcu udało nam się wygrać – mówi – ale to tak skrótowo, a jak
chcesz to mogę Ci przynieść kasetę z nagraniem – kończy
- Nie
dziękuję, tyle mi wystarczy wrażeń na dziś – odpowiadam
- Dobrze
– mówi mama – ja już idę spać Jane, dobranoc
-
Dobranoc – odpowiadam – ja też już się położę.
Jeden
dzień. Przysyłają już strażników pokoju z Kapitolu. Boję się. Coraz bardziej
się boję, strach narasta.
18 lut 2014
Rozdział 1
Otwieram
oczy. Mój brat jeszcze śpi. Słyszę krzątaninę na dole, więc wstaję i schodzę po
schodach. To tylko babcia.
-Witaj
Jane - mówi - wiedziałam, że wcześnie wstaniesz, więc przygotowałam Ci
śniadanie - podaje mi talerz z tostami i jajecznicą
-Dziękuję
- odpowiadam i szybko zjadam śniadanie
-Idź
obudź brata
-Dobrze
babciu – mówię. Idę na górę do pokoju brata, siadam obok na łóżku i mówię po
cichu: -Louis wstawaj, idziemy do szkoły
-Zostaw
mnie...ja nie idę! -odpowiada
-Codziennie
to samo! - zrywam z niego koc i krzyczę - wstawaj!!!
-No
dobra już! - warczy na mnie. Człapie do łazienki i znika za drzwiami. Z powrotem
schodzę na dół, zabieram torbę i wychodzę.
-Będę o
czternastej babciu! - mówię wychodząc
-Dobrze.
Czekam z obiadem - odpowiedziała babcia z uśmiechem.
Kończę
lekcje o godzinie dwunastej trzydzieści, ale zawsze idę z moją przyjaciółką –
Claudią Vills na ciasteczka do piekarni mojego taty, a potem na spacer. Claudię
znam od dzieciństwa. Jest ona sierotą, wychowywaną przez starą ciotkę. Nie lubi
ona przebywać w swoim domu, gdyż właśnie w nim umarli jej rodzice jak miała dwa
latka, więc często przesiaduje u mnie. Oglądamy filmy, czytamy książki i czasem
dokuczamy Louisowi. Claudia ma brata – osiemnastoletniego Josh’a. Boję się go.
Sama nie wiem czemu. Dziś jest prawie tak jak codziennie, pomijając jeden
szczegół. Dziś muszę być w domu wcześniej, tak jak obiecałam babci. Już się
zbieram.
Jest
godzina czternasta, wchodzę do domu i siadam na kanapie. Nagle telewizor wydaje
dziwne dźwięki. To informacja z Kapitolu. Wołam rodzinę: mamę , tatę, brata i
babcię. Na ekranie pojawia się Paylor - nasza prezydent.
-Uwaga
mieszkańcy dystryktów – zaczyna Paylor - chciałabym ogłosić, że po długich debatach
przywróciliśmy Głodowe Igrzyska – jej głos dźwięczy mi w uszach - jednak
przyczyny naszej decyzji nie zostaną na razie ujawnione. Za dwa tygodnie odbędą
się dożynki w każdym z trzynastu dystryktów i z każdego zostanie wybranych
dwoje trybutów: dziewczyna i chłopak w wieku od dwunastu do osiemnastu lat.
Stoczą oni walkę na śmieć i życie, a z dwudziestu sześciu trybutów żywy
pozostanie tylko jeden - mówi Paylor - Dziękuję za uwagę - kończy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)